Ludwik Dorn Ludwik Dorn
5471
BLOG

DWA DNI - NIE WIĘCEJ

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 58

Poniżej wystąpienie, które – być może – wygłoszę lub złożę do protokołu w najbliższy wtorek, w debacie nad projektem ustawy PJN nowelizującej niedawno podpisany przez Prezydenta Kodeks Wyborczy. Piszę  „być może”, bo w tzw. „czasówce”, którą dostają posłowie przed posiedzeniem Sejmu, projekt ten ma być omawiany we wtorek 1 lutego br. o godzinie 13, natomiast obecnie nie figuruje w publicznie dostępnym na stronach internetowych Sejmu  porządku obrad najbliższego posiedzenia. Zapewne, jest to wynik złożenia przez PiS sprzeciwu na Konwencie Seniorów i sporny punkt porządku posiedzenia zostanie we wtorek przegłosowany. A zatem:

Panie Marszałku, Wysoka Izbo,

Zabieram głos w sprawie projektu z druku 3813 http://orka.sejm.gov.pl/Druki6ka.nsf/0/879381EC24545148C125781E00421234/$file/3813.pdf nowelizacji ustawy Kodeks Wyborczy. Treść i cel proponowanej zmiany jest jasny: chodzi o zakazanie w kampaniach wyborczych korzystania z płatnych reklam w prasie i elektronicznych środkach masowego przekazu oraz o to, by zakaz ten obowiązywał już podczas tegorocznych wyborów parlamentarnych.  Proponuje się zasadniczą zmianę mechanizmu dystrybucji władzy politycznej w Polsce.

Warto na wstępie zauważyć, że dość interesująca jest droga, którą projekt ten trafił na nasze dzisiejsze obrady. 5 stycznia Sejm głosował nad poprawkami Senatu do Kodeksu Wyborczego, 19 stycznia Prezydent podpisał ustawę. W pracach sejmowych nad Kodeksem pojawił się pomysł PO, by zakazać reklam prasowych i spotów radiowych i telewizyjnych, ale przeciwstawiły się temu PiS, SLD i PSL, zatem zarzucono go, bo nie było większości sejmowej. Ale działo się to w czasie, gdy nie było jeszcze PJN. Pojawił się PJN, PiS wraz z SLD i PSL straciły możliwość blokowania PO, co ujawniło się przy okazji głosowania nad ograniczeniem subwencji dla partii politycznych. Powstający PJN zgłosił do laski marszałkowskiej projekt zmiany w Kodeksie Wyborczym 14 stycznia br. Zazwyczaj okres między zgłoszeniem projektu do laski marszałkowskiej, a nadaniem mu numeru druku przez Marszałka wynosi, co najmniej trzy tygodnie.  Decyzja Marszałka o skierowaniu do pierwszego czytania następuje później, a jeśli chodzi o projekty opozycji – dużo później. Tym razem jednak wszystko potoczyło się z szybkością ekspresową. 14 stycznia Biuro Analiz Sejmowych skierowało do Marszałka dwie opinie wymagane regulaminem sejmu. Obie opatrzono nadrukiem „tryb pilny”, co oznacza, że w takim trybie zamówił je Marszałek. Następnego dnia Grzegorz Schetyna nadaje projektowi numer druku, a jeszcze następnego kieruje na najbliższe posiedzenie do pierwszego czytania. Posłowie PO nie ukrywają w wypowiedziach prasowych ( http://www.rp.pl/artykul/601618.html), że zamierzają projekt poprzeć i uchwalić go na tym posiedzeniu Sejmu, co jest konieczne ze względu na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, by jego regulacje obowiązywały już podczas tegorocznych wyborów. Można zatem uznać za dowiedzione twierdzenie, że w sprawie tego projektu kierownictwo lub część kierownictwa PJN działało wspólnie i w porozumieniu z kierownictwem PO.

Zrekonstruujmy istotny, zobiektywizowany, polityczny sens tego projektu. Nie ma on nic wspólnego z dołączonym uzasadnieniem, dlatego dyskusję z nim można pominąć. Owszem, w niektórych krajach, np. we Francji,  obowiązuje zakaz płatnych spotów. Jednakże są to kraje o odmiennej strukturze politycznej, większość środowisk opiniotwórczych i środków masowego przekazu nie definiuje w nich swojej misji publicznej w kategoriach bezwzględnej i nieuznającej żadnych ograniczeń walki z jedną z dwóch największych partii politycznych. W Polsce misję publiczną definiuje się w kategoriach walki z Prawem i Sprawiedliwością. Zakaz reklam prasowych i spotów oznacza zatem pozbawienie tej partii jedynego narzędzia masowej komunikacji z wyborcami i skazanie jej w kampanii wyborczej na pośrednictwo osób i środowisk, które są jej bezwzględnie wrogie. PiS w wymiarze środków masowego przekazu będzie się komunikował z wyborcami za pośrednictwem red.red. Kolendy-Zaleskiej, Tomasza Lisa, Moniki Olejnik. Z wiadomym skutkiem. Projekt ten zmierza zatem do zminimalizowania wyniku wyborczego PiS.

Zastanówmy się, kto jeszcze na przegłosowaniu tego projektu przegra, a kto wygra. Na pewno stracą na nim SLD i PSL, choć relatywnie mniej niż PiS. Pozostaje zatem PJN – autor projektu. Przyjmijmy – ale tylko na chwilę – założenie, że cały PJN działa jako zintegrowany, świadomy własnych interesów podmiot polityczny. Wtedy jedynym potencjalnie racjonalnym uzasadnieniem politycznym dla zgłoszenia tego projektu jest nadzieja, że przy zakazie spotów i reklam PJN będzie miał większe szanse na dotarcie ze swym przekazem do wyborców dzięki życzliwemu i chętnemu pośrednictwu  red. red. Kolendy-Zaleskiej, Tomasza Lisa i Moniki Olejnik. Otóż uważam taką nadzieję za całkowicie pozbawioną empirycznych przesłanek, a to z dwóch powodów:

Po pierwsze, wspomniane środowiska zaczynają sobie uświadamiać, że wybory 2011 mogą doprowadzić do sytuacji, w której możliwy stanie się „ nie jakiś głośny upadek, szumna detronizacja, gdzie króla Tuska zastępuje król Kaczyński, ale zmiana „szara”, arytmetyczna, w której Platforma niby wygra, ale na tyle anemicznie, że w istocie przegra”. Jednym z warunków koniecznych takiej sytuacji jest „ dobry wynik PiS, przyzwoity PSL, 5-6 proc. PJN” ( artykuł M. Janickiego i W. Władyki w ostatniej „Polityce”). Tak wygląda senny koszmar środowisk, na których życzliwość być może liczy PJN. I przeliczy się.

Drugi powód ma charakter jeszcze bardziej egzystencjalny. Dla środowisk, na których życzliwość liczy PJN, zasadniczym kryterium podziału na kategorie swój-obcy, przyjaciel-wróg, jest stosunek do katastrofy smoleńskiej. Otóż PJN określił się w tej sprawie sejmowym wystąpieniem posłanki Jakubiak. Nie przeszedł testu na lojalność i afiliację. I poniesie tego konsekwencje.

Pora na podsumowanie rachunku strat i zysków. Na uchwaleniu projektu PJN najbardziej tracą PiS i PJN, nieco mniej PSL i SLD. Ponieważ wszyscy tracą poza PO, to jedynym wygranym jest PO. Quod erat demonstrandum.

Zastanówmy się zatem, co z tym fantem zrobić. Zacznijmy od tego, dlaczego PJN zgłasza projekt, na którym w sposób oczywisty przegrywa? Możliwe oczywiście jest, że kierownictwo PJN w całości wierzy w to, co publicznie twierdzi, że uwierzyło we własną propagandę o swej sondażowo-wyborczej potędze, którą niestrudzenie na blogu uprawia europoseł Marek Migalski.  Ja jednak tę hipotezę odrzucam, bo dobrze znam część kierownictwa PJN w osobach panów europosłów A. Bielana i M. Kamińskiego – ludzi racjonalnych, zimnych, dobrze zaznajomionych z zasobami, środkami i technikami uprawiania polityki.

Jeśli nie wiara we własne szanse wyborcze, to co? Możliwe są dwie hipotezy:

Po pierwsze,  kierownictwo lub część kierownictwa PJN działa w bardzo ścisłym porozumieniu z kierownictwem PO. Oni wystąpią z projektem niekorzystnym dla siebie, a korzystnym dla PO, a w zamian w odpowiednim momencie określona pula osób z PJN znajdzie się na listach wyborczych PO do Sejmu i Parlamentu Europejskiego.

Hipoteza druga zakłada nieco większe polityczne wyrafinowanie PJN. Możliwe jest, że ten klub otworzył przetarg. Wystąpił z projektem, który podchwyciło PO, z taką oto intencją: albo dogadamy się z PiS-em, co ze względu na stosunek do katastrofy smoleńskiej byłoby bardziej pożądane, i w zamian za gwarancje miejsc na listach zarzucimy ten projekt; albo, jeśli nie dojdzie do porozumienia z PiS, dogadamy się co do miejsc na listach z PO. Taki zamysł polityczny świadczyłby o politycznej klasie kierownictwa PJN.

Z rekonstrukcji zobiektywizowanego politycznego sensu oraz możliwych intencji autorów projektu wynikają określone dyrektywy praktycznego politycznego działania:

Po pierwsze, kierownictwa klubów PiS, SLD i PSL powinny zarządzić totalną mobilizację na dzień głosowania nad projektem PJN. Z tym, że to nie wystarczy. Poprawkę Senatu w sprawie subwencji dla partii politycznych przyjęto stosunkiem głosów 226 do 219.

Po drugie, możliwość skutecznego przeciwdziałania jest w rękach kierownictwa PiS. Po prostu należy rozmawiać z posłami PJN i oferować im dobre miejsca na listach. Sądzę, że wielu z nich odrzuca perspektywę znalezienia się na listach PO, choćby ze względu na pamięć o Lechu Kaczyńskim. Jeśli kierownictwo PiS potrafiło przy wszystkich politycznych i pozapolitycznych odmiennościach i konfliktach zawrzeć ze mną umowę o przyjaźni i sprzymierzeństwie, to dlaczego miałoby nie zawrzeć takiej umowy z 7 posłami PJN, bo taka liczba wystarczy, jeśli pamięta się rozkład głosów podczas głosowania nad subwencją dla partii politycznych. A zatem mój pisowski przyjacielu i sprzymierzeńcu – do roboty. Masz dwa dni  – nie więcej.

 

 

 

Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka