Ludwik Dorn Ludwik Dorn
4264
BLOG

INCONSPICUOUSLY SITED. POMNIKÓW HISTORIA RÓWNOLEGŁA

Ludwik Dorn Ludwik Dorn Polityka Obserwuj notkę 69

W środkach masowego przekazu tak zwanego „głównego nurtu”, czy też, jak to się ze staropolska obecnie pisuje, mainstreamu, narasta histeria związana z obchodami pierwszej rocznicy tragedii smoleńskiej. Histeria ta polega na wieszczeniu, że 10 kwietnia 2011 roku dojdzie podczas obchodów do masowego wybuchu histerii. W tę tendencję prorokowania katastrofy wpisali się też, co odnotowuję z przygnębieniem, poważni posłowie koalicji rządzącej panowie Jarosław Gowin i Janusz Piechociński. Mniej poważni posłowie tej koalicji, tacy jak jeden z technologów „przemysłu pogardy” ( copyright by Piotr Zaremba), pan poseł Rafał Grupiński robią, jak sądzę w imieniu i na clecenie PO, premiera Tuska, prezydenta Komorowskiego, wiele,  by jak najbardziej gwałtowne reakcje wywołać – taka jest, jak sądzę, intencja p. Grupińskiego, który tuż przed rocznicą oświadcza, ze „ prezydent Lech Kaczyński nie zasługuje na pomnik”.

Brak pomnika w Warszawie w miejskiej przestrzeni publicznej (pomnik na Powązkach ma jednak nagrobny charakter) rzutuje oczywiście na sposób i treść przeżywania rocznicy. Niezależnie od tego, co mówią sondaże i pewien arcybiskup, ta nieobecność, ten brak jest jątrzącą raną, która sprawia, że nie można zakończyć okresu żałoby. Racje tej nieobecności wyłożyła pani prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz w wywiadzie dla radia RFM FM. Jest to wypowiedź interesująca i znacząca ( choć w sensie niezamierzonym przez panią prezydent), dlatego jej obszerny fragment pozwalam sobie przytoczyć:

Pani prezydent, ale Prawo i Sprawiedliwość mówi tak: Gdyby zbudowano pomnik w centrum miasta, to byłoby to naturalne miejsce, gdzie byśmy przychodzili każdego 10.

- Ale oni chcą go na Krakowskim Przedmieściu.

No właśnie.

- By przychodzili - no to przychodzą.

Ale jak będzie pomnik w innym miejscu - na placu Defilad, na placu Zamkowym, gdziekolwiek...

- Na Zamkowym jest trakt.

Na Zamkowym jest trakt, jest kolumna Zygmunta, ale na przykład na placu Teatralnym, na placu Piłsudskiego, można go sobie wyobrazić. Nie warto choćby z tego powodu jednak porzucić tę myśl o badaniu opinii publicznej i po prostu się za to serio wziąć?

- Trochę jest pan, panie redaktorze, naiwny.

Dlaczego?

- Przecież niezależnie od tego, ile będzie pomników, to będą co miesiąc zgromadzenia przed Pałacem.

Ale wtedy będzie miała pani argument.

- Wie pan, nie chodzi o argument, ale o zgromadzenia.

Ale chodzi też o argument w dyskusjach z PiSem i takie poczucie, że Platforma robi wszystko, żeby odsunąć od siebie ten problem.

- Jak to odsunąć?

Odsunąć choćby problem pomnika, czyli sprawa, która wydaje się być oczywista.

- Wie pan, każdy przechodzi tak do porządku dziennego. Jest pomnik na Powązkach, zrobiony w ciągu 6 miesięcy. Powązki to nie jest byle co. To jest nekropolia, gdzie leżą naprawdę zasłużone osoby dla Polski i dla Warszawy. W związku z tym, nie można tak powiedzieć: "Phi, Powązki." No przepraszam bardzo, chyba się tak nie godzi mówić o Powązkach.

Tylko to jest cmentarz. Pomniki na cmentarzach to jest zupełnie coś innego niż pomniki w centrach miast.

- W związku z tym ja proponuję to badanie, o którym już wcześniej mówiłam. Poza tym każdy może zgłosić, jaki chce pomnik.

 

Kiedy przeczytałem ten wywiad, coś mi zaczęło dzwonić w mózgu. Dzwoniło, dzwoniło, aż wydzwoniło…książkę Jerzego Łojka Dzieje sprawy Katynia, którą z kolegami, jako jeden z członków redakcji podziemnego miesięcznika Głos, wydawałem w latach siedemdziesiątych. Jeden z rozdziałów książki Jerzego Łojka ( syna oficera zamordowanego w Katyniu) opisuje kontrowersje wokół budowy w londyńskiej dzielnicy Chelsea pomnika upamiętniającego pomordowanych w Katyniu. Argumenty przeciwników wzniesienia tego pomnika ( w owym czasie rządu Jej Królewskiej Mości) pod pewnymi względami są zaskakująco podobne do tych, które wysuwa p. Gronkiewicz-Waltz. Od drugiej połowy lat siedemdziesiątych minęło ponad trzydzieści lat, część archiwów rządu brytyjskiego ujawniono i są dostępne za pośrednictwem Internetu, baza źródłowa jest szersza niż ta, którą dysponował Jerzy Łojek. Warto więc napisać słów parę, bo motywowana politycznie obłuda jest uniwersalną formą towarzyszącą komunikacji politycznej.

W początkach lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku na politycznym porządku dnia w Wielkiej Brytanii stanęła sprawa odpowiedzialności za mord w Katyniu i wiedzy, którą dysponuje rząd o prawdziwych sprawcach zbrodni. Przyczyniło się do tego otwarcie części wojennych archiwów, sukces książki Louisa Fitzgibbona Katyn- A Crime whithout parallel, oraz powołanie Komitetu Budowy Pomnika Zbrodni Katyńskiej ( Katyn Memorial Fund) w październiku 1971.Komitet został założony przez polską emigrację polityczną z udziałem znanych Brytyjczyków, w tym Louisa Fitzgibbona, Lorda Barnby, który był przewodniczącym, Lorda St. Oswald i Airey Neave’a (MP). Honorowy patronat nad przedsięwzięciem objął Winston Churchill (MP), wnuk premiera Churchilla. Komitet w niecały rok zebrał potrzebne do wzniesienia pomnika fundusze i przed rządem brytyjskim pojawił się problem, jakie stanowisko zająć w tej kwestii.  Do tego czasu,  i podczas II wojny światowej, i po niej,  oficjalna linia polityczna rządu brytyjskiego polegała na utrzymywaniu, że nie istnieją żadne dowody w  sensie prawnym, iż zbrodni w Katyniu dokonali Sowieci. W związku z tym rząd konsekwentnie w tej sprawie milczał. Skoro jednak pojawił się problem lokalizacji pomnika katyńskiego, coś trzeba było zacząć  mówić. Już w lutym 1972 roku na sondażowe pytanie ze strony Airey Neave’a o możliwość postawienia pomnika w jednym z królewskich parków w Londynie, minister spraw zagranicznych ( sir Alec Douglas-Home) polecił udzielenie odpowiedzi, że Foreign Office jest temu zasadniczo przeciwne, albo wiem pomysł taki jest aktem o znaczeniu politycznym. Ten motyw znaczenia politycznego powraca stale w wewnętrznych dyskusjach w ramach rządu, a niekiedy w oficjalnych enuncjacjach.

 

Dyskusja taka toczyła się w 1972 roku wewnątrz Foreign Office. Zwyciężyła linia, którą sformułował ówczesny dyrektor departamentu Europy Wschodniej i Związku Sowieckiego: Nie widać powodu, dla którego rząd Jej Królewskiej Mości miałby autoryzować właśnie pomnik ofiar Katynia, a nie ofiar jakiejkolwiek innej zbrodni, którą popełniono zagranicą podczas II wojny…Chodzi mi po prostu o to, czy mamy z własnej woli stworzyć źródło zadrażnień w naszych stosunkach tak z Polską, jak i ze Związkiem Sowieckim. Z taką konkluzją notatki dyrektora współbrzmiało ostatnie zdanie memorandum sporządzonego przez doradcę Foreign Office do spraw historii, dr Rohana D’Olier Butlera: Nie widzę żadnej korzyści, dla której mielibyśmy w tej sprawie przerwać milczenie, które utrzymywaliśmy przez trzydzieści lat.

Odpowiedź Foreign Office w sprawie lokalizacji pomnika na gruntach królewskich zarządzanych przez agencję rządową była ostateczna. Komitet postanowił wznieść pomnik na gruntach municypalnych i porozumiał się w tej sprawie z radą dzielnicy Chelsea, która zaoferowała miejsce w ogrodzie św. Łukasza, parku publicznym okalającym kościół anglikański pod takimże wezwaniem. Uaktywniły się ambasady PRL i Związku Sowieckiego, informując Foreign Office, że wzniesienie pomnika jest aktem politycznym wrogim wobec PRL i Związku Sowieckiego i poważnie zepsuje dwustronne stosunki. W pewnym sensie w wewnętrznych dokumentach wyżsi urzędnicy FO podzielali punkt widzenia dyplomacji sowieckiej, choć tłumaczyli swoim sowieckim kolegom, że zablokowanie budowy pomnika jest niemożliwe, gdyż Wielka Brytania to „wolna demokracja”.

W protokole z narady w FO w dniu 18 września 1972 roku zanotowano: „ Niezależnie od tego, jakie są motywacje pana Neave’a, wśród jego kolegów uczestniczących w przedsięwzięciu mającym na celu wzniesienie pomnika katyńskiego jest wielu polskich emigrantów o zajadle antysowieckim nastawieniu, którzy traktują wzniesienie pomnika przede wszystkim jako akt natury politycznej.

Szef departamentu konkludował naradę następująco: Jestem nieodmiennie przekonany, ze FO powinna ponad wszystko brać pod uwagę stosunki Wielkiej Brytanii z Polską I Związkiem Sowieckim. Wynika z tego, że powinniśmy zasugerować, by zrobiono wszystko, co możliwe, by jakikolwiek pomnik katyński, która ma być wzniesiony: (a) umiejscowiony był w miejscu nierzucającym się w oczy ( inconspicuousIy sited) I (b) nie zawierał jakichkolwiek elementów prowokacyjnych, zwłaszcza jeśli chodzi o inskrypcję.

               W Foreign Office mieli się czym martwic, bo ogród św. Łukasza nie jest miejscem „nierzucającym się w oczy”, a możliwości nacisku na sprzyjającą Komitetowi Katyńskiemu Radę Dzielnicy były ograniczone i ryzykowne ( rozważano i taką opcję, ale wycofano się z niej, obawiając się pytań do premiera w Izbie Gmin). Rząd Jej Królewskiej Mości został jednak wybawiony z kłopotu przez… usłużnego wobec władzy arcybiskupa. Wykorzystano tutaj prawny pretekst. Otóż ogrody św.Łukasza to dawny cmentarz parafialny założony I poświęcony ( to ważne!) w początkach XIX wieku. W 1857 roku zlikwidowano cmentarz, a w 1881 teren zielony przekształcono w komunalny park publiczny, w którym z biegiem lat stworzono ogródki jordanowskie dla dzieci i boiska do siatkówki i koszykówki. Jednakże zgodnie z prawem każda inwestycja na poświęconej ziemi wymaga zgody diecezji. Tej odmówiono, Komitet Katyński został poinformowany przez Diecezjalny Komitet Doradczy, ze pomnik katyński zakłócałby spokój istniejących grobów, a ponadto jest on niezgodny z reprezentowana przez Kościół ideą pojednania. Jeśli chodzi o „istniejące groby”, to warto nadmienić, ze wraz z przekształceniem cmentarza w park nagrobki przeniesiono i stworzono z nich okalający teren ogrodowy murek. Boisko do gry w piłkę im nie przeszkadzało.

               W 1975 roku Rada Dzielnicy zaproponowała Komitetowi kolejną lokalizację – na cmentarzu Gunnersbury. Komitet to wskazanie zaakceptował. Pomnik odsłonięto w 1976 roku.Nie pojawiła się sie na mim delegacja rządowa, ani delegacje brytyjskich rodzajów sił zbrojnych. Zabrakło tez wojskowej orkiestry. Trafił tam gdzie powinien – w miejsce nierzucające się w oczy. W Foreign Office odnotowano z ulgą, że reakcje sowieckie i peerelowskie były bardzo stonowane.

 

 

Ludwik Dorn
O mnie Ludwik Dorn

Banuję za wulgaryzmy i aluzje do życia osobistego mojego i innych oraz agresywną głupotę połączoną z chamstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka